W tym sezonie plan z braku czasu był taki, że rośliny zostawiam w doniczkach całkowicie bez osłony.
Doniczki miały zostać do wiosny tak jak widać, zebrane na palecie. Stelaż postawiłem, bo początkowo chciałem nakładać folię, ale z tego zrezygnowałem, i miały zostać gołe do wiosny.
Od dłuższego już czasu utrzymują się jednak, przynajmniej w nocy przymrozki, rzędu -3 stopnie. Dlatego kiedy nie przyjadę na działkę, w doniczkach jest lód.
Ale że mam miękkie serce, i żeby nie było, że w tym roku nie będzie żadnej opcji ma zimowanie, to pojechałem dzisiaj na działkę, bo znalazłem dwa opakowania włókniny, co prawda wiosennej, a nie grubej zimowej, ale lepsze to niż nic.
Nie było żadnego wielkiego cięcia i kombinowania. Włóknina została rozwinięta całkowicie na długość, i rozłożona jeden raz na szerokość.
Pasem włókniny owinąłem dookoła cały stelaż mini szklarni. Całość dookoła jeszcze owinąłem lekko sznurkiem, żeby włóknina nie odleciała.
Wiem, że taka włóknina owinięta dookoła pewnej powierzchni niewiele izoluje, bo przecież całe zimno ma dostęp po prostu od góry między doniczki. A same doniczki wewnątrz „muru” z włókniny nie mają przecież żadnej samodzielnej izolacji.
Cel był tu inny, włóknina jest w dość sztywnym pasie, i jest zawinięta tak, żeby wystawała kilkanaście centymetrów, a w przypadku małych pojedynczych doniczek około pół metra, powyżej poziomu torfu. Ma to tworzyć bardziej osłonę przed mroźnym wiatrem, niż bezpośrednio izolować termicznie każdą doniczkę z osobna.
Z jednej strony dlatego, że przy pierwszych zimach na balkonie właśnie mroźny wiatr okazywał się bardziej zabójczy niż mrozy same w sobie, wysuszał drastycznie podłoże i same rośliny. A z drugiej strony, poprzedniej zimy, kiedy stały doniczki bez izolacji, ale za to zamknięte w foliowej mini szklarni miałem trochę problemów z pleśnią.
Dlatego w tym roku mimo początkowego pomysłu zostawienia w gołych doniczkach, zrobiłem taką wersję trochę pośrednią. Odsłonięta góra, ma zapewnić maksymalną wentylację, ale owinięte wszystko murem z włókniny ma być chociaż częściowo osłonięte przed mroźnym, wysuszającym wiatrem.
Jednocześnie, tak jak widzicie na zdjęciach, wszystko stoi w bardzo mokrym podłożu, a pojedyncze doniczki mają dość wysoko poziom wody. Oczywiście deszcz może mi jej zawsze dolać, po ewentualnej większej ulewie będę kontrolował, bo nie chcę, żeby rośliny się podtapiały, ale wody ma być dość dużo. A przy okazji brak dachu zapewni ciepłą kołderkę, jeśli akurat przypadkiem napada śniegu.
A tu kilka pozostałych zdjęć z początku zimy )w sumie to już grudzień przecież)
Wszystkie pozostałe testowane u mnie opcje na zimę znajdziecie w tym linku z pomysłami na zabezpieczenie na zimę.
Czy szykuje się może jakiś update? Bardzo jestem ciekawy jak rośliny wytrzymały tegoroczne -20.
Jak przytnę wszystko i się zrobi trochę cieplej, żeby można było już ocenić sytuację, to prawdopodobnie jakiś krótki tak. Póki co cały kwiecień ma być zimno. A to też nie jest dobra opcja, bo niby mrozu nie ma, ale bardzo wilgotno i max 10 stopni, samo się o gnicie prosi.
Super, to czekam 🙂
Wreszcie zimowanie opisane https://www.insektojady.pl/zimowanie/co-slychac-po-zimie-2020-21/