Dzisiaj postanowiłem przenieść już wszystkie zimujące rośliny na zimowisko. Niby jeszcze tydzień do listopada, ale doszedłem do wniosku, że wszystkie rośliny będą zimowały na balkonie. Jedynie w sytuacji, kiedy mrozek bardziej będzie chwytał, przeniosę muchołówki do piwnicy. Dopiero wtedy, bo tam niestety ciemno. A tylko muchołówki, bo donicy balkonowej to ja nie mam zamiaru nosić kilka pięter w dół…
Z roślin, którym chcę dać w tym roku zimowy odpoczynek mam:
Muchołówki:
- Dionaea muscipula „Wacky Traps”
-
Dionaea Muscipula Triton
-
Dionaea Muscipula „Cup Trap”
-
Dionaea Muscipula „Dentate”
-
Dionaea muscipula „Freaky Star”
-
Dionaea Muscipula „Pink Venus”
-
Dionaea Muscipula Maroon Monster
-
Dionaea Muscipula „Regular Form”
Darlingtonię
Darlingtonia californica
Kapturnicę
Sarracenia Flava var Ornata
Rosiczki:
Drosera Binata
Drosera Filiformis
Rosły do tej pory na parapecie, w małych doniczkach.
Wykombinowałem i taki sposób na zabezpieczenie na zimę:
Doniczka główna z rośliną owinięta warstwą włókniny, i wsadzona w trochę większą doniczkę. A wszystkie doniczki ustawione obok siebie w jednej z donic na balkonie, którą owinąłem podobnie jak donicę z owadożerami.
Przy okazji korzystając z chwili czasu na dłubanie, dosypałem już suchego torfowca do donicy balkonowej. Trochę dookoła, przy brzegu, trochę między rośliny i lekko delikatnie na roślinki. Po co? A bo na forum ktoś podsunął pomysł na zabezpieczenie przed nadmiarem wilgoci i pleśnią właśnie przez suchy torfowiec, który ma za zadanie nadmiar wilgoci pochłaniać. A przy okazji może i trochę ochroni przed mrozkiem.
Tak to wygląda od góry:
A tak wygląda cała donica, którą już postanowiłem od góry też zabezpieczyć. Podobnie wygląda donica w której przezimują doniczki z parapetu. Na razie tylko włóknina wiosenna, ale jak zrobi się zimno to dołożę ewentualnie warstwę tej, albo zimowej. Mam schowany też kaptur zimowy, jak będzie trzeba nałożę na donicę.
Przy okazji widać to o czym chyba wcześniej nie wspominałem. Zabezpieczenie przed rozłażeniem się liści na boki pod ciężarem własnym, albo ewentualnym wyłamaniem przez wichurę. Kijki bambusowe, trochę sznurka dookoła. A na górze piłeczki ping pongowe, żeby przypadkiem schylając się do posłuchania osy w kielichu ktoś nie wydłubał sobie kijem oka 😉
Najnowsze komentarze